Obserwatorzy

piątek, 27 września 2013

Żegnaj lato na rok.

Jak wszyscy pewnie zdążyli już poczuć w kościach - idzie jesień. Wieczory coraz krótsze, zimno, czasem ciemno i pada. Jeszcze trochę i na rozgrzewkę trzeba będzie serwować sobie grzane wino albo piwo...
Póki jednak poranne przymrozki nie szczypią w nos to do rozgrzewki powinny wystarczyć wspomnienia z ostatniego lata. Przywołajcie tylko w pamięci te spotkania przy grillu do późnej nocy, wylegiwanie na plaży w pełnym słońcu... ech...
A skoro już o plaży mowa to słońce dość długo pieści mieszkańców Italii... no i przy okazji wszystkich, którzy się znajdą w okolicy :)
Postanowiliśmy i my wykorzystać te ostatnie dni ciepła na podgrzanie letnich, wakacyjnych wspomnień. Dobrze podgrzane starczą na dłużej w zimie :) Tak więc zakończyliśmy sezon plażowy, co widać na zdjęciach poniżej. Na plażach już nie ma tłumów a większość gości to emeryci z różnych krajów spokojnie przechadzający się nadmorskimi deptakami. O nieuchronnym końcu sezonu przypominają również cenniki przy płatnych plażach gdzie jedna promocja pogania drugą....
Dzisiaj słońce schowało się za chmury i zapowiada się deszczowy weekend. Idzie jesień jakoś wyjątkowo szybko w tym roku nawet, w Italii.















Kapelusz musi poczekać do wiosny!
Udanego weekendu. 

wtorek, 24 września 2013

Skarby Wenecji


Obiecałam ostatnio napisać o ciekawej propozycji związanej z Wenecją. Jak pewnie pamiętacie (bo to całkiem niedawno było ) baaaaardzo dała mi się ta Wenecja i jej negatywne aspekty we znaki. Przyroda jednak zawsze dąży do równowagi i w tym przypadku nie jest inaczej. Jak zapewnie niektórym z was wiadomo, Wenecja nie jest jakąś osamotnioną wyspą na środku bezkresnego oceanu... jest więc szansa, że w pobliżu jest jakaś cywilizacja. Do Wenecji jak wiadomo dotrzeć można na trzy albo i 4 sposoby – samochodem, koleją żelazną, samolotem no i niektórzy docierają statkami wycieczkowymi. Dalsza wędrówka albo na nóżkach albo wszechobecnymi statko-busami (zamiast autobusu kursują od przystanku do przystanku małe promy). I teraz tylko trzeba złapać odpowiedni „autobus” i czmychnąć jak najprędzej tam gdzie jest spokojniej.

No dobrze, już powiem o co chodzi. Otóż w pobliżu  Wenecji są dwie małe wyspy Murano oraz nieco odleglejsza Burano. Ich ogromną zaletą jest to, że pomimo łatwego dostępu stosunkowo mało turystów postanawia je zwiedzić. I tu już wszystko jest już  jasne...

Wyspa Cmentarz

Ale po kolei. Płynąc na Murano czyli pierwszą z wysp mijamy wenecki cmentarz, który traktuję jako ciekawostkę ale niekoniecznie ciekawy obiekt do zwiedzania. No chyba, że ktoś lubi zwiedzać takie miejsca, jest miłośnikiem nekropolii. Ta jest o tyle ciekawa, że w całości zajmuje pobliską wysepkę
a widziana z góry jest praktycznie kwadratowa. Po niedługiej podróży docieramy do Murano. Jeśli ktoś kiedykolwiek słyszał  o szkle Murano to właśnie jest to miejsce. Z resztą jeśli ktoś nie słyszał to zaraz po zejściu na ląd dowie się o co chodzi. Nie da się ukryć, że bliskość „stolicy” niektórym wyspiarzom daje się we znaki i już na przystanku czychają na zwiedzających i gorąco zapraszają do swoich przydomowych hut szkła, wystaw no i rzecz jasna sklepików. Jest to jednak o tyle przyjemniejsze, że tutaj mamy do czynienia
z czymś rzeczywiście interesującym, czymś autentycznym i niepowtarzalnym w  skali świata. Wyspa Murano jest praktycznie w całości „poświęcona” wyrobom ze szkła. To Wenecjanie chcąc uniknąć kolejnych pożarów miasta postanowili wszyskie huty szkła przenieść w inne, bezpieczniejsze miejsce. I tak zaczęła się historia szkła z Murano...
To co urzeka w Murano to wspomniana już znacznie mniejsza liczba turystów,  generalnie to taka miniaturka Wenecji z dwoma, może trzeba kanałami przecinającymi miasteczko wzdłuż, których zaparkowane stoją łódki, łódeczki i motorówki gospodarzy. Cudownie. Oprócz wystaw i sklepów dla ciekawskich jest jeszcze jedna atrakcja – niektrórzy rzemieślnicy na miejscu prezentują szczegóły swojego fachu wytapiając
i formując szkło na oczach zwiedzających. Ciekawe doświadcznie czuć żar pieca hutniczego stojąc
w klimatyzowanym pomieszczeniu. 









Po zaliczeniu Murano udajemy się na „przystanek” w oczekiwaniu na wodny autobus w kierunki drugiej z wysp czyli Burano. Tutaj podróż zajmuje nieco więcej czasu, w sumie chyba około 20-30 minut. Na miejscu oczekuje nas przecudowna wysepka-miasteczko, na której próżno szukać zdziczałych tłumów pędzących od mostu Rialto do Placu św.Marka. Tak urokliwego miejsca dawno nie widziałam choć może to efekt wynikajacy z ogromnego kontrastu w stosunku do Wenecji. Podobno Burano jest wyspą słynącą z haftu – rzeczywiście są tam sklepiki lokalnych producentów. Hmmm czyżby przypadkiem wyszedł na jaw prawdziwy powód zachwytu nad tym miejscem?  Z resztą oceńcie sami... zapraszam




















Ostatni widok na Wenecję.


Pozdrawiam.
Agnieszka



piątek, 20 września 2013

Sen o Wenecji...


Witajcie po długiej, wakacyjnej przerwie. Jak się okazuje, powrót do rzeczywistości nie zawsze jest łatwy i natychmiastowy, stąd też dłuższy blogowy sezon ogórkowy. Tymczasem jesień już u drzwi...
Zanim jednak na dobre zaczniemy kolejny sezon na blogu, chciałam pokazać małe conieco jeszcze w letnim klimacie. Lato a w szczególności sierpień to czas wakacyjnych wyjazdów, często podróży marzeń. Jedym z najczęściej odwiedzanych miejsc przez turystów z całego świata jest Wenecja. Chyba nie ma na świecie osoby, która nigdy o tym mieście nie słyszała czy nie widziała jakiegokolwiek zdjęcia z tym miastem w tle. Na hasło Wenecja każdemu przed oczami natychmiast w wyobraźni ukazują się obrazy gondoli, gondolierów i kanałów oplatających przepiękne budynki niczym sieć. Któż choć raz niechciałby tam pojechać i na własne oczy zobaczyć tych cudów? Kto nie marzył chociaż przez chwilę o spacerze po Placu św. Marka?
O samym mieście możnaby dużo pisać ale przecież to nie jest blog stricte podróżniczy :) Dlatego szczegółowe opisy miejsc i atrakcji pozostawiam przewodnikom turystycznym a pokażę wam za to Wenecję widzianą oczami obiektywu.





Ale poznanie Wenecji to nie tylko wizyta na Placu św.Marka, to nie tylko Most Rialto. Warto czasem zbłądzić, celowo tudzież przypadkiem i znaleźć się nieco z boku tego całego zgiełku, gdzieś w jakimś wąskim deptaku przy cuchnącym ściekami kanale żeby zobaczyć Wenecję nie z folderu a tą prawdziwą, zdecydowanie ciekawszą. Tam gdzie w oknie suszą się czyjeś gacie, tam gdzie niedbale leżą rzucone sprzęty codziennego użytku. Im dalej od zgiełku głównych arterii tym ciekawiej.














Do tej beczki miodu należałoby jednak wrzucić łyżkę dziegciu.    
Oprócz niewątpliwych uroków jakimi na każym kroku obsypuje nas Wenecja największą chyba bolączką miasta są nikt inny jak turyści. A w zasadzie trudna do opisania słowami ilość turystów przeciskających się wąskimi deptakami pomiędzy kluczowymi atrakcjami Wenecji. Chyba najgorszą rzeczą jaką można zrobić to wędrówka wyznaczonym przez przewodniki i drogowskazy szlakiem. Jeśli do tej rzeszy przybyszów z całego świata dołączymy kramy i sklepiki tubylców czychajacych jak wyciągnąć z nas ostatnie euro to obraz Wenecji nieco zblednie ale jest za to bliższy rzeczywistości. 
Kolejna rzecz jaka przeraża w tym miejscu to powszechna drożyzna a jednocześnie tandeta. Wenecjanie opanowali do perfekcji sztukę bezczelnego dojenia turystów  z pieniędzy.W pobliżu restauracji należy zachować szczególną ostrożność, niektórzy właściciele i kelnerzy do mistrzostwa opanowali sztukę zachęcania klienta to odwiedzenia właśnie jego lokalu. Te umizgi, ten zalotny taniec wokół nas (a może portfela) kończy się w momencie wystawienia rachunku...I jedyne na co człowiek ma ochotę to opuścić to przeklęte miasto i nigdy nie wracać. Na szczęście złapanie pociągu powrotnego to żaden problem  pod warunkiem oczywiście, że automat sprzedający bilety się nie zatnie i weneckim zwyczajem nie zeżre wam pieniędzy. Miasto przyciąga ludzi bez przerwy, zapewniając nieskończony strumień łatwych pieniędzy. Nie trzeba się starać skoro ludzie i tak przyjadą... 
Takie informacje trudniej znaleźć w popularnych przewodnikach dlatego znalazły się u mnie. A skoro rzeczywistoś jest jaka jest to co zrobić? gdzie jechać i utrzeć nosa chytrym wenecjanom? aaaa tego to się dowiecie już niebawem...



Pozdrawiam.
Aga