Obserwatorzy

poniedziałek, 28 października 2013

320 Kolorowych Kwadratów


Dziś z wielką radością zabieram was na wycieczkę, którą planowałam od dawna i jedynie kapryśna ostatnio pogoda krzyżowała te plany. A będzie to wycieczka wyjątkowa i nie ze względu na miejsce ale na okoliczności. Nadszedł bowiem czas aby pochwalić się...pledem. Tak tak, Tym pledem :)

320 kolorowych kwadracików łączonych w jedną całość...początki tego dzieła publikowałam dawno temu TU i TU. Ogrom pracy, którą często przerywałam aby nabrać weny. Łatwo ją zgubić przy tak mozolnej i powtarzalnej pracy. Po drodze powstało więc masę innych prac. Gotowe kwadraty odleżały swoje w pudle a wytęskniona wena przyszła akurat w najgorętsze dni no i nie było wyjścia. W domu 33 stopnie a ja pod kocem przez cały tydzień zszywałam kwadrat za kwadratem. Potem znowu przerwa no i po wakacjach odcinanie i ukrywanie nitek. W końcu nadszedł czas na pochwalenie się przed światem.

Wymarzyłam sobie, że pokażę ten pled na łonie natury i to dokładnie w tym konkretnym miejscu.  Tymczasem przyszła jesień i pogoda zrobiła się kapryśna. Nadarzyła się jednak długo wyczekiwana poprawa i po uprzednim  sprawdzeniu prognozy wybraliśmy się w góry. W Turynie było mglisto, ponuro i nawet nie zapowiadało się, że wyjdzie słońce. Po drodze a właściwie już u stóp góry padał deszcz i już bałam się, że z moich planów nici. Ale kiedy na wprost naszych oczu ukazała się tęcza to wiedzieliśmy, że warto było pokonać tych kilkadziesiąt kilometrów. Zobaczyć tęczę której czubek jest na wysokości wzroku to nie lada "okazja". Niestety nigdzie w dole nie było widać garnka ze złotem ;)
Góry już nie raz zrobiły nam piękną niespodziankę. Przeważnie planując wycieczkę musimy wstać ok 6 rano kiedy jeszcze jest ciemno a i pogoda przeważnie nie nastraja optymistycznie, jak już kiedyś pisałam chmury, mgły itd itp.... Zazwyczaj za pierwszą większą górką przychodzi nagroda w postaci słońca i wspaniałych widoków. Tak też było i tym razem. Ze względu na zawartość bagażnika nie mogło być z resztą inaczej. Po dojechaniu na miejsce po deszczu nie było ani śladu, nawet pled leżał spokojnie na trawie jak widać. Im później tym słońca było coraz więcej.

To właśnie w to miejsce uciekamy przed złą pogodą albo przed upałami. Średnio 10 stopni mniej niż "na dole". W końcu 2000 m.n.p.m. czemuś muszą służyć :)
Jest to miejsce,które zachwyca o każdej porze roku, choć zimą dostęp jest utrudniony bo wiele alpejskich dróg, nawet tych porządnych, asfaltowych i łączących Włochy z Francją jest w sezonie zimowym zamykane. Niektóre z nich otwierane są dopiero w czerwcu ze względu na zalegający na tych wysokościach śnieg. To jedno z piękniejszych miejsc jakie mamy na wyciągniecie ręki i obowiązkowo pokazujemy naszym gościom przyjeżdżającym do nas z Polski.
Oj ale wracajmy do pleda :)
Pled jest ogromny, jego wymiary to 215x180 cm a to wszystko jak wspomniałam wcześniej tworzy 320 kwadratów. Wiem jedno,  następny pled z pewnością powstanie ale już nie taki kolorowy. Łączenie nitek a potem ich chowanie to jednak nie na moje nerwy.





Leć! Leć!
Dmuchawce, latawce,pled

 




 
No i tradycyjnie po włosku musiał być piknik na nim szarlotka, herbata, pled no i widoki:)



 





A na koniec opisywana wcześniej tęcza - wydaje się jakby była akurat na naszej wysokości. A przecież tęcze oglądamy zazwyczaj zadzierając wysoko głowy.
Góry zaskakują nas zawsze.



A tu najpyszniejsza szarlotka spod samiuśkich Alp, a może Alep ??? :) hej!

Przepis dla chętnych
Składniki na ciasto:
2,5 do 3 szklanek mąki
3/4 szkl. cukru pudru ( ja czasem daję zwykły)
4 żółtka
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 margaryna 250 g.(ja dałam masło)
z powyższych składników zagniatamy ciasto 

a do tego:
6-7 jabłek 
2-3 łyżki bułki tartej
cynamon

  • 3/4 ciasta rozwałkować i wyłożyć na dnie blaszki (moja 37/25cm, chyba tradycyjna)
  • jabłka obrać i pokroić w kosteczkę
  • dodać bułkę, cynamon i trochę cukru. Wymieszać i wyłożyć na ciasto. 
  • Zetrzeć na tarce resztę ciasta
  • Piec w 180 stopniach ok. 40 min na złoty kolor

SMACZNEGO!!





sobota, 26 października 2013

Kolorowy zawrót głowy.

Witajcie,
Druga część tytułu powinna brzmieć ...Czyli jesień po mojemu :) Po wielu dniach nieszczególnej, często deszczowej pogody wyszło w końcu słońce. Jak przystało na Italię... Tym bardziej, że jest weekend dlatego grzechem byłoby nie wykorzystać tych życiodajnych, energetyzujących promieni. Bohaterką tej krótkiej sesji foto oprócz ścieżki rowerowej ( pierwszą jej odsłonę pokazywałam TU)  stała się chusta, którą przygotowuję dla małej bratanicy. Na potrzeby sesji, mężowi udało się z rana zrobić pierwszy z trzech przewidzianych pomponów:)





 
 













Słonecznego Tygodnia!
Aga

niedziela, 20 października 2013

Pod górkę...



Planowanie weekendu to nie zawsze łatwa sprawa. Szczególnie, jeśli najważniejsze atrakcje bliższej i dalszej okolicy nie są już tajemnicą. Planujemy dalekie wyprawy... Ale tym razem było inaczej. Przez ponad dwa lata patrzyliśmy z okna na pobliską górkę bez większego nią zainteresowania. Czasem trudno zauważyć to co pod samym nosem... Ale w końcu ta myśl o małej wyprawie zakiełkowała a nawet zaowocowała :)
Górka, niezbyt majestatyczna z perspektywy okna okazała się wcale nie taka mała i wyprawa trochę się przeciągnęła. Okazało się, że na szczycie ukryte są bardzo stare zabytki a także mieści się pole wzlotów dla paralotniarzy. Było na co popatrzeć. Jest to wspaniały punkt widokowy na kilka miasteczek otaczających Turyn, przy dobrej pogodzie widać nawet sam Turyn w pełnej okazałości. Niestety słońce się schowało zgodnie z tym co przepowiadały wróżki a i tutejszy mikroklimat spowodowały że widoki trochę rozmyte. Taki już urok stolicy Piemontu otoczonej z jednej strony Alpami a z drugiej odgrodzonego małymi górkami zwanymi przez okolicznych Collina Torinese. "Dzięki" temu położeniu tutaj wiecznie nic nie widać, prawie jak smog...
Z pewnością tę wyprawę należy powtórzyć latem organizując przy okazji piknik z panoramą okolicy w tle.





Trafił się i grzybek :) A skoro już o grzybkach to pochwalę się  ubrankiem na słoik samodzielnie wydzierganym. 
Zawartość słoika jest adekwatna do okoliczności :) marynowane grzybki zbierane przez mojego tatę.




c.d 
dla ciekawskich tłumaczenie napisu na kamieniu - droga na skróty ścinając zakręty



Skarby przyniesione ze spaceru.



Słonecznej niedzieli!

czwartek, 17 października 2013

Poduchy



Poduchy rozkwitły w promieniach wiosennego słonka.






Na koniec jesienne smakołyki z mojego stołu :)


Pozdrowienia i ogromne podziękowania za komentarze, które u mnie zostawiacie. 

Aga

wtorek, 15 października 2013

Dziękuję!!



Witajcie!
Jak pewnie zauważyliście mam duże opóźnienia w "chwaleniu się" prezentami od Was. To wszystko przez to, że prezenty przychodzą na polski adres a walizka nie zawsze daje się rozciągnąć kiedy docieram już do domu. Włoskie mieszkanie też już powoli przestaje przyjmować jakiekolwiek przedmioty :)
Tak więc dzisiaj czas na  post pochwalno-dziękczynny.
Oprócz zebrania nagród pocieszenia w zabawach udało mi się ostatnio wygrać candy!
Nagrodę główną wylosowałam u Haliny z bloga "Kłębek wszystkiego".


Dziewczyny mam do was apel. Wysyłajcie wszystko poleconymi listami. Halinka była tak wspaniała, że wysłała mi drugą serwetę, ponieważ pierwsza paczuszka nie dotarła. Przykra sprawa , ale to już drugie candy jakie do mnie nie dotarło. O ile Halinkę interesował los przesyłki i chciała stanąć na wysokości zadania mimo, że zdążłam już pogodzić się z utratą prezentu.
Halinko, tak więc podwójne podziękowania dla Ciebie raz jeszcze :)

Kolejna niespodzianka jaka mnie spotkała, jest związana z blogiem Basi,  "Pięć pór roku".
Dostałam od niej nagrodę pocieszenia. Jest to piękny album, który namiętnie przeglądałam podczas pobytu w Polsce. Jaka szkoda, że padł "ofiarą" selekcji przy pakowaniu walizki ;).



Kolejną niespodziankę wylosowałam na blogu Edyty, "Fruwalnia".

Zdjęcie pożyczone od Edyty, mam nadzieję, że się nie obrazi :)

BARDZO WAM  DZIĘKUJĘ DZIEWCZYNY!

Wzięłam też udział w dwóch akcjach na szczytne cele i tak stałam się posiadaczką  jeszcze kilku przedmiotów.
Najpierw wylicytowałam tacę, przyłączając się do akcji pomocy dla Szymonka. 
Licytację zorganizowała Martuchnaj z bloga "Życie jest piękne"


Inną akcję jaką wspomogłam to akcja na blogu  "Domilkowy domek". Tak w moje ręce wpadły  wymarzone koszyczki od Ateny.


Dziękuję!

p.s.
Zaglądajcie do mnie, bo już wkrótce cukierski u mnie na blogu.

Pozdrowienia.
Aga