Imprezy imprezy i jeszcze raz imprezy. Jarmarki, festyny niezliczone lokalne święta to właśnie obraz włoskiego kalendarza na sezon letni. Naród, który ponad wszystko ceni sobie zabawę i dobry smak jedzenia i wina rozpoczyna trwającą do jesieni objazdówkę po wszystkich wioskach i miasteczkach. Każde z nich przyciąga jakimś lokalnym gastronomicznym specjałem albo świętuje kolejną rocznicę ważnego wydarzenia. Co ważne i często przez Polaków niezrozumiałe to to, że nawet istotne dla lokalnej historii wydarzenia są traktowane jako zabawa, okazja do spędzenia czasu przy muzyce, jedzeniu i kieliszku dobrego lokalnego wina. Jakże inaczej wyglądają te nadęte polskie uroczystości, te patetyczne rocznice gdzie wszyscy raczej szlochają i jakby z ukradka pociągają piwo lub wódeczkę zza pazuchy, bo przecież nie wypada. Wór pokutny i samoubiczowanie...A można inaczej.

Dziś chciałam wykorzystać okazję i podzielić się wrażeniami z jednego z takich lokalnych wydarzeń. Chodzi o obchody rocznicy oblężenia miasteczka Canelli w prowincji Asti (Piemont). Bez nadmiernego wnikania w historię, chodzi o wydarzenia z 1613 roku kiedy właśnie o okolice Canelli toczyła się walka rodów Monferrato i Savoia. W czerwcu tegoż roku miało miejsce oblężenie miasteczka zakończone niespodziewanym zwycięstwem obrońców miasta. Niespodziewanym ponieważ w tym czasie w mieście stacjonował tylko niewielki oddział wojska, który nie byłby w stanie poradzić sobie z nacierającymi wojskami księcia Carlo Gonzaga z Nevers. Bohaterscy mieszkańcy czynnie włączyli się w obronę swojego
miasteczka przechylając szalę zwycięstwa na stronę obrońców. Oprócz ocalenia miasta mieszkańcy zyskali wolność od podatków na następne 30 lat w ramach podziękowania za bohaterstwo i lojalność wobec księcia Savoia Carlo Emanuele I.
Dziś w trzeciej dekadzie czerwca obchodzona jest rocznica tego wydarzenia. Miasteczko na cały weekend zamienia się w oblężoną twierdzę a ścisłe, historyczne centrum stylizowane jest na średniowieczne miasto. Obywatele dostają przepustki od "wojska" a lokalne kantyny i trattorie przyjmują tylko jedną walutę jaką na te dni stają się Testoni. Od piątku do miasteczka ściągają z całej Europy amatorzy średniowiecznych inscenizacji aby od soboty rano "bawić się" w oblężoną twierdzę. Sobotnia noc spędzana jest na czuwaniu i oczekiwaniu na ruchy wroga aby rano w niedzielę przystąpić do decydującej bitwy z wojskami nieprzyjaciela. Jedno wielkie średniowieczne obozowisko z ogniskami, winem, jedzeniem, epokową muzyką w otoczeniu wojennych sprzętów.







Oczywiście największym i najbardziej spektakularnym wydarzeniem jest inscenizacja zwycięskiej bitwy o Canelli, która ma miejsce w niedzielne przedpołudnie. Ogrom uczestników w epokowych strojach i odpowiednio uzbrojonych od chłopa z dzidą po żołnierzy przy armatach. Huk, dym oraz wierne odzwierciedlenie wydarzeń historycznych przeplatają się z dialogami księcia Nevers z dowódcami obrońców. Te dialogi wydają się być nieco bardziej swobodne i zależą od tego co w danej chwili przyjdzie do głowy odtwórcy roli. Trudno bowiem sobie wyobrazić aby w 1613 roku książę zapytany o warunki
odstąpienia od oblężenia zarządał 300 metrów kiełbasy... A dowódca obrońców na tę prośbę odpaliłby bez zastanowienia pytaniem czy ta kiełbasa to w jednym kawałku ma być czy może być pokawałkowana. Wszystko to nadaje temu schematowi wydarzeń indywidualnego charakteru i można być pewnym, że za rok znowu będzie warto przyjechać.
A potem jemy, jemy i pijemy do późnego wieczora!