Witajcie. Tym razem będzie
małe co nieco na temat ulubionego przez
prawie wszystkich
chlebka.
Na co dzień wygląda to tak,
że idziemy do piekarni po ciepły, pachnący
bochenek. I w zasadzie poza
często pięknym kształtem, kolorem i
zapachem niewiele więcej
otrzymujemy (no może jeszcze zapewnienia piekarza, że to bez konserwantów i
spulchniaczy...taaaa). Póki bardzo świeży to zjadliwy,
później bywa już tylko gorzej albo
wręcz tragicznie. Wszyscy przecież wiemy, że
zamiast dobrej mąki to można
dosypać kredy a braki nadrobić
spulchniaczem żeby i na
kredzie urosło. I tak to w praktyce wygląda,
środek sam wylatuje od razu
albo na drugi dzień trudno przełknąć
kromkę takiego chleba. W
zasadzie już nikogo ta patologia nie dziwi.
Chyba zbyt łatwo
przechodzimy do porządku dziennego nad oczywistym
robieniem ludzi w balona, że
o truciu nie wspomnę ale przecież jakby
co to cała ta chemia jest
przecież dozwolona...
Ale za to producenci masła i
margaryny postanowili skorzystać i
wypuszczają mazidła mające
gniotom od piekarza nadać smak i zapach
prawdziwego, swojskiego
chleba. Paranoja? zidiocenie? sama już nie
wiem jak to nazwać. i
telewizja reklamami nam to wciska w
podświadomość.
I jeszcze jedno, pewnie
słyszeliście o statystykach mówiących, iż w
Polsce spada spożycie
chleba. Hmmm, spożycie czy może sprzedaż w
piekarniach ? bo to drugie
wydaje się bardziej prawdopodobne w
świetle chłamu jaki wciskają
piekarnie ludziom. Na pohybel oszustom!
Miało być o chlebie a
wyszedł manifest polityczny:)
Co więc robimy? Jako dziwny
naród olewamy zbiorowe upominanie się o
swoje prawa i o to czego
chcemy a zamiast tego coraz więcej osób na własną rękę
piecze chleb w domu. Trudno
byłoby naśladować nasze matki czy babki,
które często miały piec
chlebowy w wiejskim domu. Tego chleba nikt
nie podrobi. Ale dziś trudno
o takie warunki. Na szczęście mamy
wypiekacze do chleba,
przeróżne mieszanki mąki z dodatkami gotowych
do rozrobienia i wypieku w
domowych warunkach.
A jak robię to ja? Mój tato
wziął zboże, pojechał do młyna i tadammm!
mamy mąkę żytnią z
pierwszego przemiału a także żytnią i pszenną
drobniej mielone. Da się
zrobić? da. A potem robimy zakwas na mące i
wodzie. Regularnie
dokarmiany potrafi się odwdzięczyć :). W tym miejscu muszę oddać należne podziękowania mojemu bratu bo to dzięki jego wysiłkom i poświęceniu powstał pierwszy zakwas. Jego małą porcję podarował później nam i teraz dbamy o niego jak o skarb największy. W kraju gdzie 99% pieczywa jest wypiekane z najpodlejszej mąki typu "00" taki zakwas jest na wagę złota.
Recepta na taki chleb jest
dość prosta, pół porcji zakwasu na pół ze
świeżą mąką drobniej
mieloną. Odrobina soli i woda dodawana +/- aby
wyrobić ciasto odrywające
się od ręki i miski :). Ale też nie za
suche.
Oczywiście tak przygotowane
ciasto musi jeszcze wyrosnąć. Specyfiką
ciasta na zakwasie jest
jednak długi czas rośnięcia więc ten typ
chleba nie daje się
przygotować w ostatniej chwili bo się nagle
okazało, że chlebak pusty a
goście w drodze.
Ciasto drożdżowe pod tym
względem jest wygodniejsze ale coś za coś,
specyficzny aromat drożdży
niektórym przeszkadza.
Ostatnio mieliśmy okazję
próbować chleba wypieczonego z gotowej
mieszanki kupionej w Lidlu.
Piękna, chrupiąca skórka, nawet trochę
ziarenek słonecznika. Świeży
całkiem dobry choć wyraźnie przebija się
jakiś chemiczny posmak. A
może to proszek do pieczenia?
Z tym żytnim chlebem na
zakwasie jest jeszcze jedna rzecz warta
wspomnienia. Mojemu mężowi
nie zawsze do wszystkiego ten chleb
smakuje. Jego bardzo
wyrazisty smak przebija się jako dominujący w
każdej kanapce. Delikatna
wędlina czy pasta nie ma szans. Nie wiem
czy to kwestia
przyzwyczajenia... Z drugiej strony trudno się dziwić,
że lokalna, włoska kuchnia
opiera się na białym pieczywie
przypominającym najgorsze
padło z naszych marketów - to pieczywo nie
zagłusza smaku prosciutto
crudo, oliwy z oliwek czy innych przysmaków
kuchni śródziemnomorskiej.
Chleb żytni jakoś tu nie pasuje :)
A wiecie co można zrobić
jeszcze z taką porządną mąką żytnią? a zakwas na żurek. Pyszny
żurek...ale o tym następnym razem :)