Obserwatorzy

sobota, 30 sierpnia 2014

Mała rzecz o wielkiej kuchni włoskiej...



...którą od 3-ch lat nieustannie odkrywamy i ciągle nie możemy się nadziwić z jaką szybkością i łatwością powstają jej dania. Ale to nic dziwnego, w końcu beztroski i nieco leniwy naród nastawiony na zabawę i korzystanie z życia raczej nie ma ochoty tracić zbyt wiele czasu w kuchni na gotowaniu. Z drugiej strony miłość do jedzenia więc skutek może być tylko jeden - szyko, łatwo ale pysznie.

 Przez długi czas od przyjazdu z Polski strasznie brakowało tych dobrze nam znanych polskich dań, smaków itd. Z tego powodu obie te kuchnie przeplatały się na naszym stole. Dziś mogę jednak powiedzieć, że polskie obyczaje kulinarne oddały już pierwszeństwo i prym wiodą już lokalne zwyczaje. I czasem tylko kiełbasy brak :)

Ta kuchnia półwyspu Apenińskiego ma tę cechę, że łatwo jest zacząć - w końcu makaron czy sos pomidorowy znamy wszyscy. Łatwo sobie z tym poradzić a potem małymi kroczkami idziemy dalej. Do tego powszechna dostępność przeróżnych składników wręcz zachęca do zagłębiania się w ulubione smaki tubylców. Któż w Polsce chodząc po sklepie skuszony widokiem wpada na pomysł zjedzenia wołowinki, króliczka czy podobnych przysmaków. Przecież u nas trzeba specjalnie szukać dobrej wołowiny po niewiadomo jakich sklepach. Jak nie mięsko to świeża morska ryba albo owoce morza... ( te ostanie doczekają się u mnie osobnego wpisu).
Albo taki makaron dla przykładu  - ile rodzajów jesteście w stanie wymienić co? Ile nie wymienicie to i tak będzie ułamek tego co można kupić w każdym sklepiku we Włoszech. Acha i jeszcze jedno dla tych, którym się wydaje, że to głupota tyle kluchów. KSZTAŁT MA SMAK!!!!! W życiu bym nie uwierzyła...

Nie ma dzisiaj też problemu co z tego wszystkiego zrobić bo źródeł inspiracji i gotowych przepisów jest sporo. Ja szukam wszędzie  w necie, u znajomych, a także w książkach, także  tych znanych na polskim rynku. Ciągle się uczę a raczej uczymy, bo w weekendy jeśli siedzimy w domu w kuchni urzęduje mój mąż a ja mam wolne:)

Jeśli chodzi o książki pomocne w odkrywaniu kuchni Włoch,  to dla początkujących polecam książeczkę "Prosto i Presto" Anny Lucci. Z pewnością jest to książka na polski rynek i wszystkie produkty są łatwo dostępne w kraju. Tak więc wszystkie przepisy bez nadszarpnięcia portfela jesteśmy w stanie wypróbować.  Co do dwóch kolejnych pozycji to już sprawa się komplikuje i  trzeba dużo więcej zachodu żeby zdobyć konkretny np. ser. Szczerze mówiąc sama czasem mam z tym problem ale to ze względu na ogromny wybór niż jego brak.


Przy okazji do sesji załapał się mój kuchenny ręczniczek oczywiście z osobiście wydzierganą  koronką:)

















A oto jedno z dań, opisane oczywiście we wspomnianych książkach.
Carpaccio. Tu warto wspomnieć, że wbrew temu co wmawia się Polakom, market nie jest najlepszym i jedynym źródłem dobrego jedzenia. Po mięsko idzie się do pobliskiej macelerii i jak to w sobotę z rana stoi się w kolejce po najwyższej jakości mięsko.... Podobne uwagi możnaby poczynić odnośnie tego jak w Polsce traktuje się targi, targowiska itd. Tutaj to żywa tradycja i źródło świeżej żywności dobrego, krajowego pochodzenia. Polacy się sami siebie za to wstydzą i zlikwidowaliby chyba wszystko pozostawiając Biedronki i Lidle.


Trochę żałuję, że nie mam więcej fotek wielu dań, które nas zachwyciły. Fotografowanie dań to wielka sztuka a szczególnie ciężko o dobre zdjęcia kiedy dania szybko znikają- jesteśmy łakomczuszkami, a że obiad musi być podany zawsze na godzinę 13,40 to czasu jest mało na zajmowanie się aparatem i zdjęciami. 

Może, uda się to zmienić i pokazać więcej przy okazji opisywania zalet siesty i wspólnego celebrowania posiłków w domu. To jest coś co z pewnością jest warte naśladowania i chcielibyśmy to przenieść do Polski. Będzie nam tego bardzo brakowało, bo w Polsce jest to bardzo trudne. Warunkiem koniecznym jest oczywiście to, żeby mieć nie więcej jak 5 minut drogi z pracy do domu :).
Dla Włochów pora obiadowa to czas święty. I nie ma w tym określeniu ani grama przesady. Łatwo można to zauważyć o godzinie 13 będąc gdziekolwiek, nawet centrum dużego miasta.  Ulice pustoszeją a wszelkie
bary i restauracje przeżywają oblężenie. Czeka się w kolejce po jedzenie, czeka się w kolejce na stolik. Urwanie głowy dla kogoś kto nie ma obycia z Włochami. Nawet sklepy w centrach handlowych pustoszeją i cała gawiedź przenosi się w strefę barów. Naiwny ten kto myśli, że uniknie tłumów i zje później. Potem to nie ma co jeść bo większość punktów gastronomicznych jest po prostu zamknięta. Polacy tego nie rozumieją i domagają się jedzenia o każdej porze. Ale jak podać świeży obiad od południa do wieczora nie wiedząc o której przyjdzie klient? no właśnie. Świeże jedzenie nawet w barach, czy ktoś w Polsce mnie słyszy? mała i duża gastronomio?! Halo?! 

Na koniec jeszcze raz o makaroniku - bo ten zasługuje na osobnego posta - zawsze mnie zastanawia skąd u Nich ten wieczny apetyt na makaron. Ja w ristorante wolę zjeść coś bardziej wyszukanego a makaron na 1000 sposobów można w prosty i szybki  sposób przygotować samemu w domu. Ech, chyba wiem. Im się po prostu w domu nie chce nawet makaronu ugotować.